logo

A A A

II edycja konkursu historycznego "Mądra pamięć" 2013 rok

Gloria czy vae victis?

Zwycięzcy i przegrani II wojny światowej

Z TARCZĄ Z SOWIECKICH ŁAGRÓW

Wyróżnienie II stopnia Joanna Banasik klasa III a


Z tarczą z sowieckich łagrów

Tragizm II wojny światowej oddają najpełniej i najlepiej dane dotyczące ilości osób poległych podczas działań zbrojennych. Wynika z nich bowiem, że w latach 1939-1945 aż 72 miliony ludzi straciło życie. Analizując więc aspekt zwycięzców i przegranych należałoby się najpierw zastanowić czy sam fakt przeżycia tej straszliwej zagłady ludzkości nie jest wystarczającym do uznania się za zwycięzcę? Czy zachowanie tego najcenniejszego daru, jakim jest ludzkie życie nie jest oznaką „wyjścia z tarczą” z tej wojny?

Dwie kobiety, Halina Lamparska i Stefania Cendrowska, są według mnie zwyciężczyniami II wojny światowej, jednak nie tylko dlatego, że dzięki zaradności udało im się cało powrócić z sowieckich łagrów do ojczyzny, ale przede wszystkim ważny jest sposób, w jakim tego dokonały - tak bardzo wyjątkowy i godny podziwu.

Zarówno dla pani Lamparskiej, jak i pani Cendrowskiej gehenna rozpoczęła się na początku 1945 r. Tego roku zostały one przymusowo wcielone do obozów pracy znajdujących się na terenie byłego ZSRR. Zaledwie nastoletnie wówczas dziewczyny musiały rozpocząć nowy etap swojego życia, bez bliskich, bez rodziny, zdane tylko na siebie.

Stefania Cendrowska wraz z kilkunastoosobową grupką mieszkańców swojej rodzinnej miejscowości - Grzybna, została zmuszona opuścić swój rodzinny dom i pieszo udać się do Jabłonowa Pomorskiego. W tamtejszym zakonie Sióstr Pasterek po 14-dniowym pobycie trafiła do Działdowa. W Działdowie przetrzymywano ich kilka dni, po czym pod osłoną nocy wyprowadzeni zostali do pociągu bydlęcego, z którego wysiedli już na terenie byłego ZSRR.

Halina Lamparska zatrzymano początkowo w budynku „Donatol” w Wąbrzeźnie, po czym w lutym 1945 r. w Środę Popielcową wraz z innymi mieszkańcami Wąbrzeźna została wyprowadzona w kierunku Płużnicy, następnie przez Lisewo trafili do Chełmna. Po kilkudniowym pobycie w Chełmnie, udali się wagonami bydlęcymi do Działdowa. Po Działdowie była już stacja Charków, w ZSRR.

Warto podkreślić fakt, iż nawet w pociągu wśród samych Polaków, aby otrzymać łyk wody, by ugasić swoje pragnienie, trzeba było wykazać się zaradnością, a nawet pochwalić talentem muzycznym. Kobiety, które zdołały zgromadzić zapas wody, dzieliły się nią tylko wówczas gdy któraś z ich współtowarzyszek niedoli zaśpiewała piosenkę, pozwalając tym samym zapomnieć chociażby na moment o katorżniczej podróży pozostałym zesłańcom. Przykład ten pokazuje, jak oę do zjedzenie stało się towarem wymiennym, i aby zaspokoić głód trzeba było zrobić lub dać coś w zamian. Sytuacja ta była obca dla młodocianych wówczas Haliny i Stefanii, bowiem dotąd nigdy nie musiały się martwić o jedzenie, zawsze zapewniali im je przecież rodzice.

Od czasu internowania sytuacja ta zmieniła się diametralnie - aby móc dalej egzystować, robiło się dosłownie wszystko.

Bohaterki mojej pracy nie znały się wcześniej, nie poznały się w trakcie sowieckiej niewoli, nie poznały się i po wojnie. Ich losy splotły się w jednym transporcie, w którym wywieziono Polaków z obecnego województwa kujawsko – pomorskiego, do sowieckiej niewoli. Ich wspomnienia z poszczególnych łagrów stały się inspiracją mojej pracy.

Pomimo wielkiego nieszczęścia, jakie spotkało obie kobiety, nie odwróciły się one od Boga - wręcz przeciwnie, powierzały mu swoje życie. Wszystkie modlitwy, odmawiany każdego wieczora różaniec, litanie czy pieśni dotyczyły jednej intencji - szybkiego powrotu do domu. Faktem jest, że kobiety upadły w sensie człowieczeństwa, tzn. traktowane były jak podludzie, odebrano im podstawowe prawa, a życie polegało tylko na podporządkowaniu się i pracy w obozie. Jednak nie upadły moralnie i duchowo - wierzyły, a wiara sprawiła, że były w stanie toczyć walkę o własne życie.

Przystanek 1. Charków

Pierwsza ze stacji podczas „podróży po ZSRR” przyniosła rozpacz i utratę nadziei. Kobiety musiały wysiadać z wagonów, choć świadomość, że znajdują się na obczyźnie, w kraju tak odległym od utęsknionej Polski, sprawiała niechęć i trwogę. Po wprowadzeniu do łagru przydzielono wszystkim miejsce do spania i odpoczynku. Kobiety nie zdążyły się nawet dobrze rozejrzeć po baraku, a już ogłoszono „prewierkę” (zbiórkę), po niej musiały udać się do łaźni, gdzie przeżyły szok. W łaźni zmuszone były do kąpieli w obecności radzieckich żołnierzy, którzy nalewali wodę do kotłów i zabierali ubrania do odwszenia. Obozowiczki musiały nago czekać na odbiór rzeczy, a wstyd sprawiał, że łzy same cisnęły się im do oczu. W toalecie panowały podobne warunki. Przeznaczona była ona zarówno dla mężczyzn, jak i kobiet. Ubikacja przegrodzona była ścianą z maty słomianej, która szybko została zużyta, bo wykorzystano ją jako papier toaletowy. W toalecie spotykano się i rozmawiano z innymi ludźmi, a kontakty sprawiały, że rodziła się nadzieja, która pozwalała przetrwać w trudnych chwilach i podtrzymywała na duchu.

Halina Lamparska podczas pobytu w Charkowie utrzymywała kontakt z brodnickim lekarzem pracującym w Wąbrzeźnie - Feliksem Smoczyńskim. Jako osoba bardziej doświadczona, doktor udzielał młodej Halinie wskazówek i rad, dotyczących zachowania w obozie. Ona sama przydzielona została do pracy w szpitalu w charakterze pielęgniarki. Rosjanie zawsze powtarzali, że „Polszę (Polskę) budują, a Polacy muszą u nich rabotać (pracować)”.

Stefania Cendrowska w Charkowie pracowała około miesiąca w kuchni. Dzięki czemu nigdy nie doskwierał jej głód, bowiem od czasu do czasu podczas przygotowania posiłków mogła podjadać. Pani Stefanii udało się także nabyć bluzkę od pewnej Rosjanki. Odstąpiła jej swoją porcję chleba, za co w zamian zyskała ubranie na zmianę.

W łagrze w Charkowie pewnej nocy doszło do dość dziwnego zdarzenia z udziałem pani Cendrowskiej. Przybiegła do niej przyjaciółka - Teresa, która oznajmiła Stefanii, że w sąsiednim baraku jakaś kobieta z Małek urodziła martwe dziecko, po czym straciła przytomność. Przyjaciółka prosiła ją o pomoc, bowiem znała dobre serce i bystry umysł pani Cendrowskiej. Stefania dzięki znajomościom z innymi więźniami zgromadziła karton, włożyła w nim martwe dziecko i wyszła z baraku z zamiarem pochowania tego małego dzieciątka. Pojawił się jednak poważny problem - każdej nocy przy bramie obozowej czuwało dwóch strażników. Kobieta obserwowała ich z pewnej odległości, jednocześnie modląc się i prosząc Boga o pomoc. Prośby zostały wysłuchane, nadarzyła się okazja ku wydostaniu, bo strażnicy zbliżyli się do siebie, głośno o czymś dyskutując. Pani Cendrowska wykorzystała ten moment i wybiegła za granicę obozu, wyznaczone bramą z drutu. Nie mając żadnego narzędzia, własnymi rękoma wykopała otwór w ziemi, w którym schowała karton z dzieckiem. Zasypała wszystko ziemią, a na sam wierzch posypała chrust, aby nie widać było, że ziemia była świeżo wykopana. Po czym tak samo jak się wydostała, trafiła z powrotem do baraku.

Odważyła się na taki czyn, choć wiedziała, że gdyby strażnicy ją zauważyli, byłaby zapewne rozstrzelana. Była świadoma grożących konsekwencji, jednak zdecydowała się podjąć mimo wszystko ryzyko. Nie działała w swojej sprawie, nie poświęcała życia dla własnej osoby. Zrobiła to również bezinteresownie, przecież nie miała z tego żadnych korzyści. Postawa pani Stefanii Cendrowskiej jest świadectwem jej wyjątkowości. Potwierdza tylko, że pomimo nieszczęśliwego losu, jaki może spotkać każdego, możliwym jest, aby człowiek nadal pozostał człowiekiem.

Przystanek 2. Tugales

Pomimo wcześniejszych deklaracji, zapewniających, że więźniowie niedługo opuszczą obóz i powrócą do ojczyzny, w dniu wyzwolenia Berlina, tj. 9 maja 1945 r. Halina Lamparska została przeniesiona do kolejnego obozu, w Tugales.

Praca w tym łagrze polegała przede wszystkim na ścinaniu drzew z pobliskich lasów i dostarczaniu ich do wagonów pociągowych. Praca była zbyt ciężka dla kobiet, które ścinały zaledwie jedno drzewo w ciągu całego dnia. Pomimo wyczerpującej pracy, do jedzenia więźniowie otrzymywali tylko kawałek chleba i kaszę w małej, żelaznej puszce. Oprócz pracy w lesie do ich obowiązków należało również codzienne rozpalanie ogniska o świcie.

Co tydzień była łaźnia. Każdy otrzymywał do swojej dyspozycji kawałek mydła. Na środku stał duży baniak z wodą, do którego wchodzono parami, bądź grupkami.

Pobyt w Tugales nie trwał długo. Więźniowie zostali szybko przeniesieni do kolejnego łagru, a ich miejsce zajęło wojsko niemieckie - transport jeńców wojennych. Jazda do kolejnego obozu była o tyle przyjemna, że chociaż wagony były piętrowe, a tym samym było więcej miejsca do spania.

Podczas pobytu w tym obozie pani Cendrowska nawiązała znajomość z pewnym żołnierzem radzieckim, jednym z wartowników. Rosjanin ten pochodził z Woroneżu, koło Moskwy i pewnego razu dostał trzydniową przepustkę do domu. W dniu, w którym wrócił do obozu, podczas porannego rozpalania ogniska, zaczął wołać panią Stefanię, zwracając się do niej: „Sonia”. Dał jej placek, który upiekła jego matka. Kobieta była początkowo nieufna, nie chciała przyjąć tego prezentu, jednak po wielokrotnych prośbach zdecydowała się go wziąć. Długo się nie zastanawiając, podeszła do koleżanek, które siedziały wokół ogniska i każdej z nich pozwoliła na ugryzienie jednego kęsa placka. Współtowarzyszki niedoli zostawiły oczywiście też kawałek ciasta dla pani Stefanii. Okazało się jednak, że temu wszystkiemu przyglądał się ten rosyjski dozorca. Po raz kolejny zawołał do siebie kobietę. Pani Stefania liczyła się z tym, że zapewne za swoje zachowanie zostanie ukarana, że nie spodobało się to temu dozorcy. On jednak zwrócił się do niej słowami: „Sonia, ale Ty charosza (dobra) dziewuszka jest. Coś Ty zdziełała?” A cóż innego mogła zrobić pani Cendrowska, kobieta z tak dobrym sercem, jak nie podzielić się tym co miała ze swoimi koleżankami. Wiadomo, że gdyby zjadła cały placek, byłaby nasycona i choć przez jeden dzień nie odczuwałaby głodu, ale nie zrobiła tego, bo wolała podzielić ciasto między wszystkie kobiety ze swojego baraku.

Przystanek 3. Sewenagrywa

13 lipca 1945 r. bohaterki mojej pracy trafiły do kolejnego łagru - Sewenagrywy. Po przydziale do odpowiedniej grupy, otrzymały siennik i prześcieradło. Pani Lamparska trafiła do grupy pracującej przy torfowisku. Przy tej pracy wyznaczona była odpowiednia norma, ale była ona zbyt wysoka i większość kobiet nie potrafiła jej wypracować. W ramach karę musiały kilka razy zostawać dłużej w pracy, jednak i to nie przyniosło żadnego efektu. Wśród wszystkich kobiet, znalazły się zaledwie dwie, które zawsze wyrabiały swoją normę w czasie. Za to otrzymywały dodatkową porcję chleba, gęstą kaszę i materiał na suknię. Podczas pobytu w łagrze w Sewenagrywie pani Cendrowskiej utkwiło w pamięci szczególnie jedno wydarzenie. Była to dostawa zupy z Czerwonego Krzyża. Wszyscy się cieszyli, że dostaną dodatkową porcję pożywienia, pani Stefania również, ale tylko do czasu gdy dowiedziała się, że ma być to zupa pomidorowa, której nigdy nie lubiła. Gdy dowiedziały się o tym jej współtowarzyszki, jedna przez drugą zaczęły prosić, aby oddała im swój przydział. Kobieta była jednak na tyle głodna, że otrzymawszy swoją porcję zupy, jednym łykiem wypiła całą zawartość metalowej puszki z pomidorówką. Wróciwszy do baraku zmuszona była okłamać koleżanki, mówiąc im, że zupa już się skończyła i nie dostała należnej jej porcji. Od tamtego czasu zupa pomidorowa stała się jedną z ulubionych zup pani Stefanii.

Przystanek 4. Osanowo

13 października 1945 r. więźniowie trafili do obozu w Osanowie. Łagier ten zewsząd otaczały torfowiska. Przy pracy w torfie brały udział również Tatarki, które mieszkały poza łagrem. Często po pracy kobiety chodziły pomagać im przy obieraniu ziemniaków, co stanowiło okazję do zorganizowania sobie ziemniaków i możliwość zrobienia z nich placków ziemniaczanych w baraku. Pewnego razu grupka kobiet, wraz z panią Haliną Lamparską postanowiła zbuntować się i w czasie przeznaczonym na pracę, wrócić do baraku. Zostały one oczywiście srogo ukarane, bowiem wieczorem trafiły do korca (więzienia). Doszły do starej cerkwi, gdzie przywitane zostały przez starszynę, który zwrócił się do nich słowami: „Nową my wam Polszę budujemy, a wy nie chcecie u nas rabotać, a u nas raboty mnogo”. Wprowadzone zostały do wieży, w której ze wszystkich stron hulał wiatr. Zęby aż trzęsły im się z zimna. Na szczęście o poranku zakładniczki opuściły więzienie i udały się na śniadanie do baraku.

Do jedzenia otrzymywali chleb, ale ten nie nadawał się do jedzenia, był jak glina, dlatego też zaczęto wyrabiać z niego różańce. Zorganizowano igły i nici, a z masy wyrabiano krzyżyki.

Pod koniec pobytu w Osanowie kobiety dwa razy stawały przed komisją lekarską. Dostawały szczepionki, ale nie wiedziały przeciwko jakim chorobom i w jakim celu je dostają. Pani Lamparska ustawiała się na początki kolejki, kiedy igły nie były jeszcze tępe.

Kobiety musiały borykać się również z problemem braku miesiączki. Pani Stefania w tej sprawie mogła liczyć na pomoc dr Snieżko, lekarza z Brodnicy. Po rozmowie z nim odetchnęła z ulgą, medyk pocieszył ją, mówiąc, że ma silny organizm i nic jej nie będzie.

W dniu zwolnienia z łagru każdy musiał złożyć przysięgę, że po powrocie do ojczyzny nie powie gdzie się znajdował i co robił. Po złożonej przysiędze zostali zwolnieni z łagru.

Po powrocie do domu były już tylko łzy szczęścia i modlitwy dziękczynne do Boga.

***

Przeżyły trud lat wojennych, mimo tego rok 1945 nie przyniósł dla nich tak długo oczekiwanego dnia końca wojny. Gdy inni odnajdywali swoich bliskich po latach rozłąki, powracali do swoich rodzinnych domów i cieszyli się wolnością, dla Haliny Lamparskiej i Stefanii Cendrowskiej, horror tak naprawdę dopiero się rozpoczął. Każdy zapewne miło i sentymentalnie wspomina swoją młodość, czas najpiękniejszy w życiu. A co oznaczał czas młodości dla pani Haliny i Stefanii? Beztroskę, szaleństwo, zawieranie nowych znajomości czy miłość? Niestety, dla obu pań czas młodości oznaczał zarazem jej koniec. Najpierw musiały borykać się ze strachem związanym z wybuchem II wojny światowej, potem z przymusową wywózką do ZSRR. O ile do roku 1945 mogły zawsze liczyć na wsparcie i pomoc rodziny, tak po internowaniu musiały pogodzić się z samotnością. Mogłoby się wydawać, że nie spotka je nic gorszego od wybuchu wojny. Jednak rozstanie z rodzinami, konieczność szybkiego usamodzielnienia się i tysiące kilometrów od ojczyzny temu zaprzeczyły.

Halina Lamparska i Stefania Cendrowska są niepodważalnie zwyciężczyniami II wojny światowej. W łagrach umierało tysiące ludzi, wielu silnych i młodych mężczyzn, a dwie młode kobiety zdołały przeżyć. Ich siła nie polegała bowiem wyłącznie na sferze fizycznej, ale przede wszystkim na tej duchowej. Kobiety wykazały się nie tylko dużą odpornością na ból czy panujące w łagrach bardzo trudne warunki klimatyczne, ale i silną psychiką. Były przecież na tyle młode i niedojrzałe, że teoretycznie mogłyby od razu się załamać i nie udźwignąć ciężaru nieszczęść, jakie na nie spadły. Zwyciężyły, bo okazały hart ducha, dobre serce i głęboką wiarę.

Bibliografia:

  • Relacja ustna Stefanii Cendrowskiej.
  • Fragmenty książki „Wąbrzeskie wspomnienia”, redakcja Aleksander Czarnecki, Wąbrzeźno 2010 r.

Wyróżnienie II stopnia Joanna Banasik. Opiekun: Aleksander Czarnecki.